Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na jakąś Petrę z francuskiego romansu, i odtąd chodziła panna pod sentymentalnym Petry tytułem.
Obok Petry siedziała stara... panna (bo widocznie na pierwszy rzut oka poznać w niej było można starą pannę) — mogąca mieć lat więcej czterdziestu — skóra i kości — żółta, sztywna jak szpilka, ostra jak igła ze spiczastym noskiem, z oczyma nadzwyczaj wytrzeszczonymi, nad któremi brew zbyt bujnie wyrosła, kształciła dwa łuki wcale nie do zazdrości. Twarz jej pomarszczona, z wysznurowanemi usty, z wyprężoną postawą, przy stroju wymuszonym, w którym wstążek jasnych było siła różnej barwy, wyglądała jak trup zarzucony w trumnie kwiatami. Coś było pociesznie donkiszockiego w tym towarzyszu Petry, mającym minę starej aktorki małego teatru, ruch, postawę i przesadzoną skromność. Imię tej istoty było Hiacyntha (przez H w środku koniecznie) Samińska, a powołaniem jej nauczycielstwo; zdawało się jej bowiem, że umiała po francusku i grała na fortepianie, a w istocie mówiła po francusku jak niegrzeczni wyrażają się Francuzi „comme une vache espagnole“, grała jak pijany organista. Opinją jednak o sobie podnosiła drobne talenta i kto jej nie chwalił, temu zaprzeczała znajomości rzeczy, a że państwu obojgu potrafiła wmówić swój rozum i talenta, łatwo jej było narzucić im swe zdanie. Musimy tu powiedzieć króciutkie Curriculum vitae panny Hiacynthy, które poniekąd jej fizyognomja tłómaczy. Była ona córką aptekarza, który jak Mizner, z apteki przeskoczył na wieś, stracił co miał i zostawił ją sierotą bez żadnego funduszu. Jakaś krewna zaprzęgła ją do trupy wędrujących aktorów, w której jednak nie pobyła długo, ale wiele skorzystała na całe życie: pozostał jej bowiem akcent tragiczny choćby o szklankę wody prosiła, wyrażenie petetyczności pełne, sentymentalność wielka i maniera karykaturowa. Ta przesada właśnie, ton jej napuszony i wielkie słowa, któremi rzucała w najprostszych życia okolicznościach, w oczach tych co nigdy prawdziwie dobrego towarzystwa nie widzieli, wydawały się czemś wyższem i bar-