Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

my w gronie przyjacielskiem. Żaden z nas by nie miał za złe, gdyby panna sobie wybrała jak przystoi posesjonata, kawalera. No! są gusta różne i szczęście nierówne, lecz pójść z kwitkiem, odsadzonym przez lada hołysza i paupra, to boli.
Machcewicz drgnął.
— Co waćpan mówisz? przez kogo!
— A toćby chyba ślepy nie dojrzał — dodał Szczepek — że tam pan Sykstus Warka w serduszku objął posesję, i oto przyczyna cała, dla której my łaski nie mamy.
Chwila była milczenia. Rejent się po łysinie pogładził.
— Jużeście to spenetrowali! — bąknął — no, tak! i ja wiem, a dalej, co? Prawda, pauper, hołota, ale szlachcic, rodziny dobrej i chłopiec niczego.
— Za pozwoleniem, za pozwoleniem — mówił Szczepan — szlachcic, ani słowa, każdemu z nas równy,