Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Bat miał też zatknięty, konie go znały i bez tego.
Gdy tak gonią, Szczepek najechawszy na Wałkowe sanki, począł wołać: — Walek! słuchaj-że Walek, co mamy konie ochwycać — stój, pogadamy! Licho nam po tem kto z nas pierwszy przed ganek zabieży.
Walek się odwrócił cały, w boki się ujął śmiejąc.
— A o czem-że gadać będziemy?
— Znajdzie się — rzekł Szczepek — o małe staje karczemka, każ przystanąć, ze śniegu się otrzepiemy i — dwa słowa.
— A no, dobrze, dobrze! — rozśmiał się Walek — widzę żeś mi dał za wygranę, bo byś mnie nie przegonił. Twoje konie sporsze, ale ciężkie, moim równych nie ma, to darmo, a jak siwki wyprzedziły karuszki, tak ja pana Szczepana, da Bóg... wyścignę.
Szczepan ramionami ruszył.