Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cię jak wiatr niosły. Znać je Walek bardzo kochał, bo to było wycacane, wystrzyżone, wychuchane. Niewiadomo zkąd dobrał cztery skóry lamparcie na deki dla nich, a uprząż cała świeciła, dzwoniła, brzęczała. Sanki też miał śliczne, okryte niedźwiedziami, leciuchne jak piórko, zwinne i ostro podkute, bo miejscami suchy śnieg wiatr pozmiatał i lód był po niedawnej odwilży, jak szkło ślizki.
Za nim tuż, tuż jadący, tak że chwilami konie jego prawie na sanki Walka wpadały, Szczepek Junosza Zboiński, także niczego wystąpił. Konie miał roślejsze, karę, silne, znać wyrobione dobrze i nie tak młode, ale wytrzymałe. Przednie były siatkami pokryte, uprząż srebrem nabijana, pióra nade łbami, woźnica w kołpaku sobolim, na saniach białe wilki. On sam w rysiej szubie, czapeczka na jedno ucho, powoził.