Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Otóż sęk! kto mu to powie, ani ty, ani ja, pewnie.
Walek się zamyślił.
— Gdzieżeś ty to wykopał? — zapytał — bom ja nic podobnego nie widział.
— Ja mam dobre oczy — mówił pisarzowicz — i gdy tego potrzeba, potrafię chodzić koło interesu. Nie byłbym ani nawet na tę myśl wpadł, gdybym przypadkiem nie dostrzegł jak on na nią z kąta patrzał. Oczy mu się paliły, bladł, czerwieniał, drżał. A no, kiedy — tak rzekłem — trzeba lisa z jamy wykurzyć. Począłem go śledzić i ją też. Parę razy poleciały jej oczki w kątek, gdzie on stał i zatrzymały się, on drżał, ona się rumieniła, coś do siebie mówili wyraźnie. Zawołano Sykstusa, ja, nie dając poznać po sobie, za nim się wlokłem, nie było go długo. Wyszła panna Ewa też. Spotkali się w bocznym pokoju, coś poszeptali i jak o-