Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Bo się dziś wszyscy kochają w tobie, nawet ten głupi mój Dydak. Żebyś była widziała jak on cię temi swemi wołowemi oczyma pożerał przez całą noc.
— To ci się tak zdawało?
— Trzech nie zliczy, a zdrajca! — zawołała panna Marta. — Wczoraj jeszcze był u nóg moich, prawdziwie, powiadam, że gdybym chciała, byłabym go do oświadczenia doprowadziła, no, a dziś, kiedy miał taką doskonałą okazję przy tym kuligu, słowa mu z ust dobyć nie było podobna.
— Czyż ty go kochasz? — zapytała Ewunia.
— Ja? ja? — ruszając ramionami rozśmiała się panna Marta — ale ja go nienawidzę.
— A na cóż ci było jego oświadczenie?
— A no, naprzód żebym miała uciechę z kwitkiem go odprawić, gdy-