Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A Herciński?
— Szanowny człek, tylko go przymierzcie do naszej pani, jakaby to para była, oset z różą. Nawet mi się zda że ospowaty I — nie!
— A Machcewicz?
— To utrapiony Litwin, pokoju by z nim nie miała i ogłuchła od jego śmiechu, gadania a krzyku, a baryła już dziś; cóż będzie potem?
— A pan Dydak?
— A pan Dydak! — parsknął skarbnik, ruszając ramionami — jeszczeby też, jeszcze! dajcie mi z nim pokój. Widzicie, — dodał — przebrało się wam konkurentów, a wszyscy robaczliwi.
— To wy jesteście robaczliwym satyrykiem, zoilem! — zawołał Gula — wstydzilibyście się na starość tyle jeszcze mieć żółci.
— A kiedyż ją mieć jeśli nie na starość — przerwał skarbnik — przecie na nią człek cały życie pracuje?