Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/380

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Co to łaskaw! — zapalając się odezwał jegomość, — jabym dla asindźki czarnych oczów gotów, czy w ogień, czy w wodę.
— A, panie podczaszy...
— Przysięgam... jak mnie widzisz... Jesteś panią serca mojego. Co już mam mówić więcej...
— Chyba żartujesz pan ze mnie.
— Co? jabym śmiał z takiego bóstwa lekce sobie ważąc je, żartować? Pani moja, weź, proszę, na próbę i rozkazuj.
Panna Marta spuściła oczki skromnie, zaczęła kończyk chusteczki skubać, westchnęła i jeśli mamy prawdę powiedzieć, pomyślała. Jestem pewna, że coś przeszkodzi, albo stary się opamięta i znowu nie oświadczy.
— Wysoko cenię serce tak uprzejme dla mnie, pana, lecz...
— Lecz co? mów, pani.
— Lecz doprawdy — mówiła panna Marta — cóż to ma znaczyć?