Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/379

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Serce nigdy nie zaszkodzi — odparła panna Marta.
— A! licha tam, powiem asindźce, kłopot z niem, łatwo się człowiek przywiąże, a potem cierpi... bo... bo...
Tu zamilkł nieborak i westchnął.
— Pan podczaszy czynisz się niepotrzebnie starym, bo nim nie jesteś.
— I jestem i nie jestem, człek ociężał, choć serce ma w piersiach młode, a co komu po tem...
— Przepraszam szanownego pana, serce to grunt.
— Asindźka bo jesteś wyjątkiem między niewiastami — zawołał podczaszy — jak mi Bóg miły, wyjątkiem. Nie mogę się też oddziwować, iż dotąd pozostałaś samotną, gdy się o asindźkę na klęczkach powinni byli dobijać.
— Pan podczaszy aż nadto jesteś dla mnie łaskaw.