Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/365

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Żytnia gleba! grunt miejscam glejowaty, a kawałki, — sam widziałem na drodze do Wronek, sapy, sapy, reszta hromosz, nie bardzo rodzi... A gotowego grosza ile?
— Cztery tysiące — rzekł Sykztus.
Podczaszy ręce włożył w kieszenie.
— Któż to tę ciocię asanu nawrócił? — spytał nagle.
— Winienem to kilku łaskawym na mnie, panu rejentowi, a szczególniej Machcewiczowi, pono i sędzicz i pisarzowicz także tam bywając, po słówku za mną dorzucili.
Stary głową kiwał i milczał.
— Żeby stara sekutnica — z pozwoleniem, miała dać kontrakt przed aktami, oblatowany, ważny, na lat dwanaście i takim się cyrografem dobrowolnie związała... nie wierzę! to nie może być...