Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/360

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pączkiem być przestałam, a pan też wcale tak stary znowu nie jest.
— Żem nie stary, to się i metryką złożyć mogę — podchwycił gospodarz — tylkom w ostatnich latach ociężał, a przy asindźcie, jak Boga kocham, aż mi wstyd, ale w sobie wracające czuję wigory młodzieńcze.
Marta się śmiała.
— Śmiej się, asindźka, śmiej, a! — mówił podczaszy — dobrze staremu, spojrzawszy w te czarne oczki, choć młode lata przypomnieć. — Potarł czło. — Dobreć to były czasy.
— Pan się czynisz starszym, niż jesteś — rzekła Marta — bo pan świeżo bardzo wyglądasz.
Tem go, zdaje się, ostatecznie za serce ujęła, bo pochwycił ręce jej obie i począł je całować. Potem nagle jakby się opamiętał, wstał, przeszedł się po sali, westchnął i posmutniał.