Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/359

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ewa powróciwszy, znalazła ich w najlepszej komitywie siedzących na kanapce, a stary jakoś nieznacznie pochwycił był rączkę białą i trzymał ją, bo mu się wcale nie wyrywała, na widok jednak nadchodzącej córki usunął dłoń i jakoś się zmieszał. Ewa nadbiegła, poprawiając włoski, rumiana, śmiejąc się, i poczęła zdala wołać klaszcząc w rączki.
— Ot, tak to ślicznie, Marta mi tatka bałamuci, a tatko aż odmłodniał, aż poweselał. Brawo! brawo! Ja państwu nie przeszkadzam.
Pobiegła w ganek zaraz.
— To trzpiot, proszę asindźki z tego dziecka — odezwał się podczaszy — nie wiedzieć co plecie, gdzieżby to już taka jak ja starzyzna śmiałaby się do takiego różanego pączka zbliżyć.
— Cha! cha! — śmiała się Marta — ja bo już, kochany podczaszy, dawno