Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/355

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szy, no! prawda, spogląda czule, całuje mnie po rękach nieustannie, zdaje mi się wszakże, iż się oświadczyć także nie potrafi. Już takie szczęście moje.
— Licz tylko na mnie — rzekła Ewusia żywo — jeszcze parę dni, potem jedź. Gdy odjedziesz przysięgam, że zatęskni, a ja potrafię z tęsknoty skorzystać dla ciebie. Wrócisz w tydzień jaki, zobaczysz, zobaczysz, wszystko się złoży jak chciałam.
— A! ty Machiawelu w spódniczce! — łamiąc ręce odezwała się Marta — ty, którą ja miałam za takiego dzieciaka, ty!
Ewa zaczęła się śmiać, wzięły się za ręce i poszły, bardzo poważniejąc, do pokoju. Podczaszy chodził już, widocznie oczekując na nie, ogolony świeżo, w nowym kontuszu, w czerwonych butach, ubrany z pewną elegancją, choć się lękał, żeby to zbyt