Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

usiłował z lekkich słów, wielkich sobie rzeczy nie czynić, posmutniał.
— Patrzcie! ten! — rzekł do siebie — już znać ludzie plotą, że ja córkę tyranizuję, już coś chodzi po święcie, już spenetrowali.
Byłby może zakwasił się podczaszy, lecz w tejże chwili pielgrzymów już nie stało, rzucili snąć szerokie swe płaszcze, a zjawiło się dwóch kawalerów, wenecką modą, opiętą przybranych, wedle starego francuskiego autoramentu, może jeszcze z czasów Henryka Walezyusza, i ci poszli w tany. Słuszniejszy wziął Ewę, mniejszy dobrał sobie podkomorzankę, poczęto tańcować i skakano do upadłego, aż gdy dzień się robić zaczynał, a podczaszy kazał śniadanie dawać, kawalerowie zmienili się na chwilę znowu w pielgrzymów, a pielgrzymi w tłoku wyjeżdżających i wychodzących zamieszani, gdzieś znikli. Podczaszy zu-