Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kom oprzeć się było trudno. Uległ i wpadł z nią do altany.
Ma się samo z siebie rozumieć, że go najprzód panna Julja, korzystając ze złego humoru, wyspowiadała jak należy, i dobyła z niego i to co chciał, i to czego jej wcale nie życzył powiedzieć. Julja była wielką swej pani wielbicielką i pierwszym jej sprzymierzeńcem, pomyślała tedy zaraz, jakby to z Bołtuszewskiego skorzystać.
— A! a! słyszałam — rzekła, myśl bardzo szczęśliwą chwyciwszy, z uśmieszkiem figlarnym i udając trochę zawstydzoną — że państwo wzięli do siebie pana Sykstusa Warkę po odprawieniu go od Żółtkiewicza.
— A tak! — zawołał mecenas — jest przy mnie.
— To bardzo miły i zacny chłopiec — dodała, kręcąc węzły na chusteczce panna Julja.
Bołtuszewski spojrzał na nią, a że