Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szukał — machając rękami i skacząc po ścieżce jeszcze nie oschłej od wiosennego deszczu, wołał Bołtuszewski.
— Czekajże pan! — krzyknęła panna Julja — ja z panem pomówić muszę. Czekaj chwileczkę.
— Cóż? przez płot?
— Idźno pan zwolna, a dziesięć kroków, jest furtka, wpuszczę pana do ogrodu, a ot, altana, przysiądziesz i pogaadmy.
— A! żeby mnie podczaszy złapał, i...
— A! — rozśmiała się panna Julja — co znowu? waćpan żonaty, a ja pańskiej żony przyjaciółka i trochę powinowata. Chodź bo pan.
Zawahał się mecenas, bacząc na to, że mu się już we wszystkiem tak nieszczęśliwie wiodło, iż i tu licha jakiego mógł napytać, ale impetycznej pannie Julji i jej czarnym ocz-