Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mu, cóż to pan tak nieszczęśliwie uwiązł we wrotach.
— A któż wiedział, że karczma pełna! — odparł chorąży.
— Wiesz pan co, nim ludzie brykę w tył wycofają i inną kwaterę wynajdą, chodź pan do nas, jest tu kilku dobrych znajomych, Walek, Szczepek, Machcewicz.
Chorąży, który zawsze był nieco krochmalny i sztywny, a od dukatów tych znać jeszcze się twardszym zrobił, nie bardzo widać życzył sobie wnijść w to towarzystwo młodzieży, ale i z bryczką nazad jechać nie było wesoło, wyszedł więc i dawszy się namówić, wszedł do izby.
Na jego przyjęcie, nagle wszyscy bardzo poważne przybrali twarze, cichość zapanowała w pokoju. Chorąży wsunął się pozdrawiając, zrobiono mu miejsce, postawiono zaraz kieliszek, ale, jak makiem siał, nikt nie przemówił.