Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jańską kazać oprawić, jeszczem mu rozpowiedziała gdzie, co, jak, kędy biały papier... Miał ją z sobą zabrać, ale taki to pędziwiatr, dałam mu na to nawet pieniądze, pojechał i nie wziął.
Sieboń, przyjmując książkę z rąk panny, ruszył nie ramionami, ale garbem.
— O! już niech panienka będzie pewna, że ja mu oddać nie zapomnę.
— Ale proszęż pana nie zgub i nie roztrząś, bo tam są zakładki i obrazki.
— Zaraz chowam, ot tu — rzekł Sieboń, pakując książkę za opończę — i dziś mu ją wręczę.
— A dobrze mu pan nagadaj, że taki niegrzeczny. Jak to można przyrzec i niedotrzymać.
— Wszak ci to zbrodnia, tak pięknej osobie uchybić! — ozwał się garbus, w uniesieniu zapatrując się w oczy Julki, która go całkiem wzro-