Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ta żałoba sukni z wesołością twarzy dziwnie się sprzeczała.
Chorąży mógł nawzajem być uderzony zafrasowaniem podczaszego, ale tego po sobie poznać wcale nie dał. Wszedł i powitał go śmielej jakoś niż zwykle.
Gospodarz prosił siedzieć.
— Bodaj czy ja panu podczaszemu nie przeszkadzam w czem — ozwał się przybyły — bardzo by mi było przykro. Nie mogłem się wszakże powstrzymać, ażeby z czcigodnym panem a łaskawym na mnie dobrodziejem, smutkiem i weselem, jakie na mnie spadło, nie podzielić się.
Podczaszy popatrzał na żałobę.
— Straciłeś pan kogo z rodziny? — zapytał.
— Najdziwniejsza to w świecie historja — odezwał się chorąży — jam przecie rodziny tak jakby nie miał, oprócz dalekich ubogich krewnych.