Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/450

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A! jeszcze póki ty jesteś, nie tak się lękam, rzekła, zdaje mi się, że mam kogoś co się mną zaopiekuje.
— Mąż przecie! zaśmiał się Bogunio, to opiekun nadany przez Sakrament, od wszystkich innych lepszy, a własny twój charakter będzie drugim. Na nim oparłszy się silnie, lękać się nie masz czego.
Iza z westchnieniem spojrzała nań i uścisnęła jego rękę.
— Aby się uspokoić, rzekła, potrzebuję sobie przypomnieć, powtórzyć to czarodziejskie słowo — jestem wolna! jestem wolna...
Wzrok Luzińskiego, który Iza spotkała w tej chwili, był tak dziwny, że jej słowa na ustach zamarły.
Nowi małżonkowie, jak dwaj zapaśnicy, wzajemnie zdawali się przypatrywać sobie, mierzyć siły, chcieć zgłębić i poznać charaktery swe, które dla ich obojga były zagadką. Dzieje się to często nawet w zwyczajnych małżeństwach, że dopiero od ołtarza odchodząc, ludzie poznawać się zaczynają, tu byli oboje sobie zupełnie nieznajomemi; a — prawdę rzekłszy, więcej się siebie obawiali, niż kochali w sobie. Uczucie to, jeźli przyjść mogło, narodzić się dopiero miało.
Iza kupiła sobie swobodę drogo, bo poświęceniem nieodgadnionej przyszłości, Luziński wiedział tylko, iż się ożenił z hrabianką i bogatą.
Bogusław, który ze zwykłą swą lekkomyślnością, trochę na złość Turowu, podał rękę do tej sprawy, teraz równie jak młode małżeństwo wątpił o przyszłości i rozmyślał nad nią. Dobiła go ostatnia przygoda pani Pauze. On jeden za trojga miał najwięcej przytomności i zmusił ich niejako do pogodzenia się z rzeczywistością, a przejścia z tych rekollekcyj ducha w prozę życia. Nalał sobie szklankę wina, pocałował w rękę kuzynkę, ścisnął dłoń Walka i duszkiem wychylił ją za ich zdrowie.
— Niech choć ja sam wypiję, — wiwat państwo młodzi! zawołał.
Domawiał tych wyrazów, gdy do drzwi zastuka-