Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/401

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

I smutno spuściła głowę.
— Ale dla czegóż, spytała, zająłeś się tak moim losem, przyszłością i chciałeś nawet ofiarę dlań uczynić? powiedz mi?
— Bo i ja panią kocham! rzekł poważnym, spokojnym głosem Mylius.
Apolonia spojrzała na niego oczyma niemal przestraszonemi.
— Pan? mnie?
— A! cóż dziwnego, mówił smutnym głosem doktór, jestem stary, prawda, jestem niemiły, jestem odrażający, ale co to pomoże? mam serce.
Otóż — pozwól mi pani dokończyć i po staremu, po opiekuńsku wyrozumować resztę. Szurma będzie wzdychał i nie ożeni się, pani potrzebujesz opieki, towarzysza domu, jesteś sama. Nim cię los zmusi zrobić gorszy wybór jeszcze, czy nie wybrałabyś starego nudziarza Myliusa, który ci się ofiaruje i u nóg składa siebie i serce swoje?
Apolonia podbiegła i podała mu rękę z uczuciem wdzięczności i uśmiechem rezygnacyi.
— Kochany doktorze, jestem pewna, że z tobą mogłabym być o tyle szczęśliwą, o ile na tej ziemią z zacnym jak ty mężem być może kobieta, ale nie, nie! Z sercem pełnem jeszcze marzeń, pragnień, nieukołysanem, zburzonem, niegodzi się wchodzić pod dach twój, zostaw mnie tak sierotą, swobodną, biedną, ale...
— Dość! dość! na Boga — przerwał Mylius — ale się nie gniewaj!
— A! mój Boże — jam ci wdzięczna — dałeś mi dowód szacunku i wiary, ja łzy mam na oczach, czyżbym za to szlachetne pragnienie uczynienia mnie szczęśliwą mogła mieć żal do was?
— Wszystko to piękne, westchnął Mylius — jednak pani musisz mieć jakąś jeszcze iskierkę nadziei, nieprawdaż? marzysz biedna istoto, że nawrócisz obłąkanego.
— Nie — odparła Apolonia — ale chcę dać sercu wypocząć i...