Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tak skromnego, nagle stanął na najwyższym szczeblu społecznym. Tu był pewnym, że zdolnościami swemi wkrótce potrafi olbrzymie wyrobić stanowisko i zaćmić wszystkich. Na wielu przymiotach mu zbywało, ale zarozumiałością mógł by się był z kilku młodemi rówieśnikami podzielić.
Jak wszyscy ludzie jego charakteru; Luziński nagle prawie przeszedł cały w ręce człowieka, któremu przed chwilą nie ufał. Wyciągnął drżącą rękę ku panu Mamertowi, na którego twarzy nie było śladu najmniejszego wzruszenia i rzekł:
— Zgoda, na wszystkie warunki, ufam, że pan nas nie zdradzisz.
— A teraz, szepnął na ucho Mamert, nie miejsce tu jest mówić o szczegółach, mógłby nas kto podpatrzeć lub podsłuchać, wracaj pan do Bożej Wólki, z której — jeśli się nie mylę przybyłeś, nie dawaj po sobie nic poznać, pierścionek schowaj, bo się lękam, aby pan Bogusław go nie poznał. Dobry człowiek szkodzić nie będzie, ale podochocony rozpaple, coby wszystko zepsuć mogło.
Jeśli się nie mylę, albo tam jest, albo będzie, dziś pewnie będzie (dodał z naciskiem rządca) baron Helmold Kaptur, Galicyanin. On pana zaczepi na boku o sprawę, trzeba się z nim ułożyć. Tu zniżył głos pan Mamert i cichutko szepnął:
On jest pretendentem do hrabianki Emmy, rozumie pan.
Reszta później, wychodź pan tędy, grobelką, do zwierzyńca, a tam do dworu droga wiadoma. Do zobaczenia, w miasteczku, dziś wieczorem, koniecznie u Mordka Szpetnego, gdzie i baronowi należy być, ale proszę ostrożnie! aby nikt nie widział — tyłami! i milczeć. Prócz barona nikomu słowa.
To mówiąc, zamieniwszy jeszcze cichych kilka wyrazów z Walkiem, pan Mamert, wywiódł go za furtkę, puścił, a sam do parku powrócił.
Cała ta scena nie trwała długo, ale na obu artystach co ją odegrali, głębokie uczyniła wrażenie.