Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/566

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Cóż? zgrał się może?
— I to nie.
— Mówże raz przecie....
— Nie przerywajcież mi — odezwała się Siennicka. — Krótko a węzłowato, hrabia twój ma formalny romans z tą Martą, którą wzięłaś w opiekę!
Rzuciła się Aniela z oburzeniem — ściągnęła brwi.
— To nie ma sensu! rzekła.
— To tak prawda, jak że mnie widzisz żywą — dodała Siennicka. Tak samo ja temu nie wierzyłam, póki nie przemówiły takie dobitne okoliczności, że wątpić nie można.
I zaczęła długo, prędko, poruszając się żywo, szeptać coś na ucho bratowéj, która słuchała z uwagą, i zbladłszy w końcu, zamilkła ścinając usta.
Oczy jéj dzikiém uczuciem jakiémś zamigotały, jakby się na pastwę rzucić chciała.
Widać było, że argumenta bratowéj wszelką usunęły wątpliwość, nie przeczyła bowiem więcéj. Siadła w krześle i starała się uspokoić.
— Kochana Adolfowa, rzekła głosem zmienionym, zwracając się po chwili ku niéj — proszę cię i nakazuję, milcz o tém, ani słowa!
— A komuż jabym mówić mogła! rozśmiała się smutnie Siennicka — nigdzie nie bywam.