Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/554

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ty bo tak się nim zajmujesz, jakbyś się w nim kochała!
W żart to obróciła pani Zdzisławowa, ale wyszła wpół zabita, ze łzami w oczach....
Z całą swą ruchliwością, zabiegami, umiejętnością intrygowania, czuła swą bezsilność, nie mogła nic — niepodobna jéj było zapobiedz, ani się pomścić.... Sama z sobą płakała z gniewu, lecz w towarzystwie ukazywała się z twarzą pogodną i ciągnęła daléj swe dzieło, niezrażona niepowodzeniem.
Potrzebowała zachwiać znaczeniem domu, którego przedstawicielem był hrabia Lambert, i wzięła się do tego zręcznie. Sama ona miała z nim jakiś daleki związek: w jéj więc ustach wyraz ubolewania nad widocznym jego upadkiem, miał pewną wagę. Wiedziano, jak dobrze znała stosunki, położenie, środki....
— O! nie to już jest dziś co niegdyś było w téj rodzinie, mówiła z boleścią i przyjęciem. Jakiś fatalizm ciąży nad tym domem; ponosi ciągłe straty, popełnia nieustanne omyłki. To było właściwie powodem zgonu téj świętéj, a wielkiego rozumu niewiasty, która widziała nadchodzącą ruinę, a zapobiedz już jéj nie mogła....
Ludzie słuchający podobnych, niby przypadkowo i poufnie wyrywających się wyznań powtarzali potém wychodząc przed drugimi: