Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/410

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Adolf się skłonił od niechcenia, i minę zrobił lekceważącą, jakby świat cały wyzywał.
— Jakże inaczéj miało być! — odparł. Z łaski niewdzięcznéj familijki, musiał człek stać się ot — jak pan widzi... desperatem!...
Uczciwym ludziom, idącym prostą drogą, nigdy się nie dzieje inaczéj! Póki jesteś potrzebny, to cię wyzyskują: potém kolanem — i — bywaj zdrów....
Kuzynka hrabina Laura, jéj godny synek, wreszcie i kochana siostrzyczka — ot jak mnie wykierowali. Ani znać, ani wiedzieć o mnie nie chcą!...
Ale ja im — da Pan Bóg doczekać, przypomnę się! przypomnę!
Rozśmiał się dziko p. Adolf, wkładając ręce w kieszenie.
— Wszakżeś się waćpan ożenił? zapytał Leliwa, dla którego ten zwrot rozmowy był dosyć nieprzyjemny.
Znosił przekąsy, alluzye, ale otwartego napastowania na ludzi, których szanował — nie cierpiał; bo ani się oburzać przeciw nim nie było mu miło, ani potakiwać przyzwoita.
Na zapytanie o ożenienie, Adolf usta wykrzywił.
— Już komu się szczęści, proszę pułkownika, jak mnie, to we wszystkiém.... rzekł szydersko. Te babę kochałem gdy była panną,