Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/333

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lambert popatrzał smutnie.
— Zmiłuj się hrabio — wtrąciła nagle przybliżając się do niego Eliza — nie chodź z takiem chmurném obliczem. Ludzie ci z twarzy czytają.... Patrz na mnie, jak ja jestem wesoła.
— Wesołość taka nie lepsza od mojego smutku....
— Ale przez nią nie tak łatwo czytać w duszy.... Żal mi cię serdecznie, hrabio....
Podała mu rękę.
— Pocieszaj się tém, że nie sam cierpisz, i myśl, że jesteś mężczyzną — gdy ja....
— Pani jesteś mężniejszą odemnie — rzekł Lambert; — ale, choć inaczéj się jéj zdawać może dziś — wierz mi, pod moim smutkiem dłużéj się zachowa uczucie. Pani ulegniesz wpływowi niezbłaganemu młodości, potrzeby życia i potrzeby jeśli nie szczęścia — to znośnego bytu.
— Myślisz pan że — „wietrzna istota“ dam się porwać pierwszemu porywowi wiatru?
Spuściła głowę, pomilczała, i podnosząc ją, rzekła chłodno:
— Nie byłeś więc nigdy w sercu mojém, nawet snem i jasnowidzeniem — znałbyś je inaczéj. Biedne to serce! złamane, ale jakiém jest, dobije końca....
Rękę drżącą wyciągnęła do niego na pożegnanie, gdy z dala ukazał się książę Adam,