Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przyjęła go niesłychanie obojętnie, ledwie parę słów przemówiwszy do niego.
Hrabianki w salonie jeszcze nie było. Gość nawykły do tego rodzaju przyjęć, siadł zrezygnowany z dala, i słuchał jak pułkownik opowiadał coś niezrozumiałego.
Wchodząca panna Eliza spostrzegła natychmiast swojego — pacyenta; uśmiechnęła mu się, i z nadzwyczajném matki podziwieniem, przyszła podać mu rękę, witając bardzo uprzejmie, chociaż panowie Roman, Tadzio i Jeremi czekali na nią. Zatrzymała się przy nim dość długo, a potém gdy inni, zazdrośni tych faworów nadciągnęli, dawała mu widoczne pierwszeństwo. Rywale nie brali tego do serca, mając postępowanie hr. Elizy za fantazyę, może przeznaczoną na to, aby im dodała bodźca....
Po rozejściu się wszystkich hr. Julia zwróciła się do córki.
— Liziu! rzekła: pozwól spytać, co ci się stało? Temu nieszczęśliwemu księciu zawrócisz głowę.... po co to?
— Jak to, po co? odparła Eliza.
— A! czyż mnie nie rozumiesz? zawołała matka.... Nie uwierzę, aby ci się nietylko mógł podobać, ale wydał znośnym. Jest — śmieszny.
— Od niejakiego czasu, poczęła zimno hrabianka — mama zupełnie straciła dar intuicyi,