Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

aż miło! a księżniczka żeby z nim nie wytrwała kilka tygodni?
Dopiero po ślubie markiz przyleci i nas zabierze....
Zbliżyła się do ucha znowu....
— Wcale co innego, jak wykładnie po ślubie — mówiła żywo. Książę się nie tak zmartwi; powiesz panienka, że z nim żyć nie mogłaś; a uciec od ojca, to poczciwy książę będzie w rozpaczy.
— A po cóż mnie chce wydać za niego? — odezwała się Marta. Mówisz chłopiec ładny! Gdzież tam! Okropny! Kat! zimny. Coś takiego w nim, że mrozem przeszywa gdy spojrzy.... i w dodatku ta matka, co się nigdy nie uśmiechnie, co już teraz zapowiada, że mi nie da tchnąć, że nie puści od siebie.... Józiu — ja umrę....
— A chce panienka prędzéj być wolna? szeptała radczyni, przyklękając przy łóżka — otoż właśnie dla tego nie trzeba hrabiego zrażać, nie trzeba zwlekać, trzeba być grzeczną.... Każda tyrania fałsz rodzi, choćby panna kłamała i uśmiechnęła się, kiedy tego trzeba, aby się wyzwolić.... a tu księżniczka jakby naumyślnie takie figle dokazuje....
— A! ja! już z rozpaczy nie wiem co robić! westchnęła Marta.
Józia ironicznie na nią spojrzała.