Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Księżniczka Marta dnia tego była pod wrażeniem listu otrzymanego przez Józię od markiza; malowało się na jéj twarzyczce zwykle nieodbijającéj żadnego uczucia, doznane.... podraźnienie.
Lambert siadł blizko; rozmowa była nieuchronna. Pełném skrytego gniewu wejrzeniem zmierzyła nieprzyjaciela ukradkiem panna Marta.
— Kilka razy — odezwał się hrabia — zapytywałem pani, jak się jéj Warszawa podoba, po Paryżu i Włoszech? nie chciałaś mi pani odpowiedzieć, zapewne nie mając czasu jéj poznać. Teraz już, bądź co bądź, musi księżniczka mieć o niéj jakieś zdanie.
Żywo, prędko, sucho, nie patrząc na pytającego, panna Marta odparła stanowczo:
— Nie podoba mi się!
— Nie mogę spytać o przyczynę?
— Tak! ja nie wiem! ale mi się nie podoba — dodała tym samym tonem panienka.
— Miasto czy ludzie?
— I miasto, i ludzie! odezwała się księżniczka.
Lambert uśmiechnął się.
— Bez wyjątku? zapytał.
Panna Marta zarumieniła się; z pod rzęs białych, błysnęły jéj oczka blado-turkusowe....
— Byłoby niegrzecznie powiedzieć: bez wyjątku, — więc muszę dodać, że są wyjątki.