Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z nim do pomówienia na osobności, i prosił, aby drzwi swe zamknął dla innych gości. Trochę zmieszany tą zapowiedzią, Zdziś popatrzał uważnie w oczy mówiącemu, namyślił się i — zawołał służącego, któremu dał rozkaz żądany.
— Przychodzę do was w bardzo draźliwéj sprawie — odezwał się hrabia — lecz obowiązki krewnego i opiekuna czynią to wystąpienie nieuniknioném.
Zdzisław pobladł trochę, lecz uśmieszek ironiczny przesunął mu się przez usta.
— Jestem na rozkazy wasze! odparł z wymuszoną grzecznością.
— Domyślacie się może o co idzie, rzekł Lambert; oszczędzilibyście mi....
Zdziś gryzł w ustach koniec cygara, który wyplunął.
— Nic nie rozumiem, rzekł.
— Idzie o pannę Anielę, która jest kuzynką naszą, a ulubienicą matki mojéj — rzekł hrabia. Jéj stosunek z wami jest nam wiadomy.
— Jakim sposobem? zawołał niezręcznie Zdziś.
— O to nie idzie, wiemy o wszystkiém, o korrespondencyi, o schadzkach....
— A! a! odparł Zdzisław zimno i kwaśno: zatém hrabia i o tém zapewne wiedzieć mu-