Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

puścić się na lód i hrabianka rzuciła się na niego ze zwykłą zręcznością i odwagą, postrzegła, że jéj towarzysz nieskończenie był wprawniejszy i śmielszy jeszcze.
Dokazywał prawdziwych cudów bez najmniejszego wysilenia, z tą swobodą ruchów, jaką daje wprawa i siła. Kilka razy od upadku ocalił piękną pannę... Żaden ze współzawodników ani się mógł z nim mierzyć, ani ważył mu wejść w drogę, nawet Zdzisław, który był bardzo zręczny, nie naraził się na wyścigi... Wszystkich oczy zwrócone były na tę parę z lekkością śniegowych płateczków polatującą i zwijającą się jakby w powietrzu, nie tykając prawie ziemi.
Hrabina Eliza była i wydawała się szczęśliwą — przedłużała zabawę i rozmowę do ostatecznie możliwego kresu, i tych parę godzin starczyło jéj na opanowanie, przynajmniéj chwilowo, człowieka, który już od wieczoru u państwa Stanisławowstwa był pod jéj urokiem.
Była tak pewna siebie pod koniec, że zdejmując łyżwy, nakazała hrabiemu stawić się nazajutrz jeżeli mróz będzie. Mróz pięknéj pannie był posłuszny, i drugiego dnia byli z sobą lepiéj jeszcze, poufaléj. Lambert stracił zupełnie wszelki wzgląd na przyszłość — był zakochany, wzburzony, nie panował już nad sobą...