Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Liziu może za nadto!
— Musiałam go wziąć szturmem i ważyć wszystko na kartę...
— Cóż daléj?
— Daléj, oczekiwanie, mówiła Eliza, — a jeśli nadzieje spełzną na niczém...
Zamilkła — patrząc w okno.
— Męztwa! męztwa! odezwała się Gertruda — nie przeczę, że jesteś w położeniu przykrém nad wyraz i trudném, lecz Pan Bóg ci też dał rozum i siłę...
— Sądzisz? odparła szydersko hrabianka: — rozum czasem, abym nim widziała bezdenne przepaści; siłę niekiedy, aby się nią rozpacz manifestowała...
— Milczże — pleciesz!
Eliza siadła, starając się weselszą twarz pokazać przyjaciołce.
— Nie łaj mnie, rzekła: jak tu nie rozpaczać? Jeden jedyny człowiek, którego kochać mogę i szanować, związany — odepchnięty odemnie obowiązkami dla rodziny, dla matki... Hrabina Laura — próżno się łudzić — to mój wróg nioprzejednany.
— Bo cię nie zna.
— A jakże mogę się jéj dać poznać? Jestem okrzyczana za komedyantkę i zalotnicę, jestem zmuszona spadkiem po babce i mamie wziąć te przymioty. Nikt nie uwierzy, że się