Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czy zajdą tak daleko, iż już się cofnąć nie będzie podobna, hr. Lambert padnie jéj do nóżek, stara się spłacze i pozwolić musi.
Ze złośliwością potém opisywał jak sobie mile patrzali w oczy, jak się uśmiechali do siebie, jak wejrzenia wszystkich w salonie zwrócone na nich były i całe towarzystwo o tém tylko mówiło i t. p. Przez cały ciąg opowiadania panna Aniela bledsza niż zwykle, słuchała nie przerywając ani słowem, nie dawszy poznać po sobie — czy wierzyła mu i jaką do niego przykładała wagę. Gdy Adolf wyszedł potém, rzuciła się na krzesło, zakryła oczy, zamyśliła się głęboko, i łzy jéj oschły, a cała postawa i wyraz twarzy gniew i oburzenie zdradzały. Po niéj trudno jednak było poznać te uczucia, bo zawsze prawie zdawała się niemi przejętą. Wieczorem, gdy wedle zwyczaju, staruszka hrabina rozbierając się, zabawiała rozmową ze swą ulubienicą, znalazła ją jeszcze bardziéj niż zwykle milczącą.
— Co ci to jest, Anielciu? nalegała na nią. Nie chodź bo taka zasępiona zawsze, aby ludzie nie mówili, że u nas ci źle... Patrząc na ciebie, i mnie się chce zapłakać.
— A! proszę pani drogiéj, odpowiedziała Aniela krzątając się koło niéj, — czy to warto zważać na takie jak ja... na takich helotów?... Ja mam i moje własne strapienia, i odbole-