Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Niech Mama wierzy, szepnął Lambert — że na ten raz chyba złych myśli nie miała!
Hrabina Laura z trwogą spojrzała na syna i zamilkła.
— Powracaj prędko, odezwała się do powozu siadając — będę niespokojna... Oni z każdéj chwili gotowi korzystać... Widziałam jak na was się oglądano i szeptano; ręczę, że z tego bajki urosną.
Lambert ruszył ramionami.
We drzwiach salonu Zdziś zdawał się czekać niego.
Proszę kochanego hrabiego nie dezerterować od kolacyi! Niech ta bytność u nas nie wygląda na jałmużnę...
Lambert ścisnął go za ręce, upewniając, że się doskonale bawi i nie myśli o dezercyi wcale.
Mężczyzn po herbacie wprowadzono do osobnego fumoir’u, gdzie i hrabia się znalazł. Tu zeszło się kilku starych wojskowych, rozpoczęły opowiadania z przeszłości i do wieczerzy czas zbiegł bardzo szybko. U stołu Lambert chciał zająć miejsce jakieś oddalone, gdy pod rękę go ująwszy, nauczony sam gospodarz, gwałtem, u górnego posadził końca, pomiędzy hrabianką Elizą, a panną Gertrudą.