Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO33

Henryk może się wydawać bohaterem. Nie jest nim w istocie, ale mógłby jeszcze być.
Pożegnawszy panią Elizę życzeniami powodzenia, spotkałem się na obiedzie z Podfilipskim. Tu mnie czekała prawdziwa męka, bom nie mógł zdradzić powierzonej mi tajemnicy, a tak mi było potrzebne to objaśnienie, jako argument!
Zaraz zaczepił mnie pan Zygmunt:
— No cóż? rozwijaliście, zawijaliście paczkę? trwało to dość długo.
— Ee, paczka tam niewielka, ale gadaliśmy trochę. To się wszystko dobrze skończy, mam nadzieję.
— Skończy się zawsze dobrze dla kogoś — odpowiedział pan Zygmunt. — Ale nie w tem rzecz; nie lubię, kiedy kto niezgrabnie udaje. Miałem nawet panią Elizę za sprytniejszą. Co? jedzie do Karlsbadu? chora? i tak nam to podaje? nam? To nie dla nas, panie, to dobre dla innych. My się znamy na kobietach, i onaby to powinna wiedzieć, albo zgadnąć. Gdyby powiedziała: „nie mogłam już wytrzymać na Polesiu i jadę w świat, aby się rozerwać“, pomyślałbym: miła kobietka, może biedna kobieta. Ale tym pospolitym wykrętem przyznała się tylko do pospolitej awanturki.
Siedziałem, jak na rozpalonych węglach, aż Podfilipski to zauważył i zmieniał stopniowo ton rozmowy:
— Ja ją przecie bardzo lubię. Najprzód — pyszna kobieta, według kanonu stworzona. Co za smaczne kształty i jaka w niej lubieżna dystynkcja, a przytem takie to potulne, tak idzie do ręki, tak wyciąga szyję