Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
110JÓZEF WEYSSENHOFF

w Warszawie. Ale chciałbym ich przywitać u siebie, jeżeli będą łaskawi z dzisiejszem towarzystwem przyjść do nas pojutrze na obiad. A tymczasem tak pod sekretem...
Trącił z przymileniem o szklankę siedzącej obok pani Elizy, przyjaźnie pokiwał głową w stronę Henryka i nieznacznie skinął brwią na żonę.
— Ach, bardzo prosimy — rzekła pani Granowska.
— Dziękuję, dziękuję — odpowiedziała pani Eliza — jutro już wybieraliśmy się do was.
— Proszę was, bez wizyt niepotrzebnych! Będziecie ich mieli dosyć temi dniami: przyjdźcie do nas poprostu na obiad pojutrze — rzekł znowu Granowski.
Do końca obiadu rozmawialiśmy już tylko o sprawach bieżących, o przyszłych wyścigach, o osobach, które są w Warszawie.
Ponieważ wieczór był pogodny i ciepły, jakby w lecie, podano kawę w ogrodzie. Właściciel pozawieszał na naszą cześć po drzewach kilkanaście kolorowych lampek; stół pod drzewami oświetlono jak najrzęsiściej. Pod wpływem wesołego obiadu i dobrego powietrza obrazek ten wydał się wszystkim ponętnym. Podobał się i pani Elizie:
— Pamiętasz, Henryku, ogródek hotelowy w Kairze?
— A tak, masz rację — a mnie to jeszcze przypomina jeden obrazek z Louvre’u — szkoła francuska — koniec przeszłego wieku — nie pamiętam już czyj...
Tu, w ogrodzie, zaczęło być naprawdę wesoło. Ożywili się wszyscy naraz; pili kawę stojąc, krążąc od jednej pani do drugiej. Mogłem się i ja teraz przysiąść