Strona:PL Józef Trzciński - Baśnie z nad Gopła.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakże nie mam bić, kiedy nie słucha!
Pomyślałem: prawdziwi Kamienni: ojciec z górą 115, syn przeszło 80, wnuk około 50, prawnuk może 20 lat, wszystkie te cztery pokolenia żyją zdrowo i pracują razem, — tu prawdziwe błogosławieństwo Boże.
— Powiedzcie mi ojcze, wiecie wy co o Popielu?
— O, tak, mój ojciec, który żył także przeszło sto lat, opowiadał, że jego ojciec widywał go na łowach, — z nim rozmawiał (?). Ten dąb rozłożysty też Popiela pamięta, bo pod nim często odpoczywał (?). Na dębie tym zaś siadywał siwy orzeł, postrach trzody okolicznej, nie raz, oj nie raz zleciał z wierzchołka po jagnię, ba, po skopu, — a łupu nie popuścił; dziś już orła nie widać. — Tych dębów było dawniej więcej, lecz jedne zgruchotały wichura północna i pioruny, a drugie powaliły robaczki małe, mrówki, — i został z nich jedyny jeden, — sierota. — Czasami zaszumi, zajęczy, a liście jego wiatr roznosi, — oj smutno mu na świecie.
Wróciłem do łódki i rybaka, — płyniemy dalej.
— Co to za kępa?
— To kępa nie dobra, tu się ukazuje i tuła nocą po brzegach Gopła »Wiedźma«, odziana kirem, a kto ją spotka, temu biada, temu wróży nieszczęście. Spieszmy ku domowi! Hen tu nad brzegiem widzisz Pan pochyłą, omszałą Bożą mękę. Tu nikt opodal niej w późnej godzinie nie przechodzi, bo tu widują czarnego psa i kota; ale jak to u ludzi, żebyś im gadał najoczywistsze rzeczy, zawsze się jeden znajdzie, który nie wierzy, tak też i tu było. — Andrzej najsilniejszy z Kujaw został zaproszony od kumy do sąsiedniej zagrody na zdawiny, na czarną polewkę, na kubek miodu. A któż takie gody odtrąci, a któż się z nich rychło wynosi? Nad ranem, jeszcze zorze nie świeciły, Andrzej wybiera się do domu, do obowiązków i pożegnawszy gości a wypiwszy