Strona:PL Józef Kotarbiński - Powieść mieszczańska.djvu/07

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zabawny ze stanowiska swych urojeń... Jest on typowym przedstawicielem bardzo u nas pospolitego gatunku umysłów, które karmiły się przeżuwaniem złudzeń. Zamiast zrozumiéć twardą i okrutną nieraz logikę rzeczywistości, naciągają one wszystko do swoich sympatyj lub mamideł; widzą zapowiedź pomyślną w faktach, które zadają właśnie kłam ich nadziejom. Streścił w nim autor praktyczną bezpłodność romantyków, którzy uganiając się za marami, nie mogli zrozumiéć ani pojąć realnych zadań swego czasu. Skarby duchowe tych ludzi, ich szlachetne uczucia nie przepadają bez śladu, bo w świecie dncha nie ginie moc wewnętrzna, poczęta z pieśni nieśmiertelnych lub marzeń podniosłych. Ale oni sami przemijają jak ulewy liści kwiatowych, które padną na fale mętnéj rzeki i toną w jéj spienionych nurtach.
Z innéj zupełnie gliny ulepiony jest Wokulski, zahartowany w twardéj szkole pracy plebejusz. On stanowi przejście od dawnego pokolenia „romantyków“ do tak zwanych „pozytywistów,“ którzy zwrócili się do utylitarnych zagadnień, opierając siłę swą i energią społeczeństwa na pomnażaniu dobrobytu. I on składał ofiary wielkie a bezpłodne na ołtarzu ideałów, i on był skłonny do porywów i złudzeń wyobraźni, przejął od romantyków trochę tęczowego na świat poglądu. W praktycejednak stał się bohaterem handlu i spekulacyi.
W młodszych latach był chłopcem w sklepie korzennym, rwał się do nauki, którą zdobywał wielkim wysiłkiem. Ukochał namiętnie wiedzę przyrodniczą, marzył o wielkich jéj zdobyczach, ale rychło przekonał się o téj bolesnéj prawdzie, że u nas nauka bywa czasem podobną do skalistéj góry, która wznosi w niebo swe dumne czoło, wabi wędrowca ku tajemniczym wyżynom, ale nie wydaje źdźbła trawki dla pożywienia. Pożegnał naukowe marzenia, wziął się do handlu i młodość