Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 03.djvu/053

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przedstawiało widok. Murów tych utrzymać porządnie było niepodobna, waliły się, opadały, pustoszały, okna w nich zabijano deskami, dachy gontowe zatykano słomą, ściany porastały zielenią, a obalone tynki stosami leżały na ziemi. Kościół i cerkiew jedne jeszcze jaśniały calsze i przedniejsze, reszta była opuszczona zupełnie; hrabia mówił wszystkim że mając zamiar zająć się restauracją budowli na wielką skalę, nie chce ich tknąć, aż wówczas gdy się zbierze na odnowienie ich z gruntu. Nie mówiąc już o austerji, której mury trzymały szkarpy i podstawione dyle, sama brama przed pałacem i ów pałacyk w najśmieszniejszym były stanie. Tu i ówdzie znać było rozwalony kawałek i niby coś dolepionego, ale budowa była podobniejsza do pustki niż do ludzkiego, cóż dopiero pańskiego mieszkania. Dach na niej przegniły był zupełnie, pierwsze piętro nie zajęte prócz pary pokojów gościnnych, na dole mieścili się państwo, a dwór w oficynach. Dziedziniec z przyległościami nie lepiej był utrzymany. Sprzeczały się wszędzie resztki zbytku z początkami niedostatku i dowodami nieładu.
Wewnątrz jednak kilka głównych pokojów wcale jeszcze były pokaźne, stroiły je dosyć zręcznie nagromadzone i ustawione piękne niegdyś dawne sprzęty, portrety przodków i skoligaconych familji, stare obrazy, źwierciadła w ramach srebrnych, obicia spłowiałe ale umiejętnie pozakrywane na zranionych gorzej miejscach, pamiątki Stanisławowskiej epoki, w której wzniosła się Sulimowskich rodzina.
Salon i gabinet szczególniej jeszcze zdradzały możność dziadowską, dalej już coraz lichsze były sprzęty i niedbalej utrzymane pokoje. Jadalnia na nowo po-