Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 02.djvu/090

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rankiem na ich poduszce się zdrzemnął. Tymczasem Stanisław o świcie puścił się do miasteczka, a wyjazd jego skłopotał nie pomału folwark.
Tu także trwały narady niemal noc całą, do których kuzynek pani, pomocnik należał. Nie spodziewano się tyle hartu i nieustraszonności znaleźć w przybyszach; zawiodły mylne rachuby, Supełek myślał już pójść nazajutrz i ofiarować swoje usługi. Żona milczała, nie chcąc ani do tego pobudzać, ani się sprzeciwiać, bo innej nie widziała rady; wyjazd zaś Stanisława do miasteczka po plenipotenta zastraszał wszystkich.
Rano nim jeszcze zabrał się rządca do dziedzica, wprowadzono poważnego Moszka Hercyk do pokoju pana Bala. Choć to już nie był szabas, wszakże mając się przedstawić panu, którego się jeszcze nie znając obawiał, Moszko ubrał się w ten sam odświętny żupan, przepasał jedwabnym pasem, wziął czapkę sobolową, jarmułkę aksamitną nową i na brodzie nawet siwej, spadającej mu na piersi, znać było staranne utrefienie.
Była to postać doprawdy piękna i poważna, z wypogodzonem czołem, ze spokojnością na twarzy, jaką rzadko okazują prześladowani Izraelici; Moszko czuł się bezpiecznym widać. Jedną rękę założył na żupan, drugą za pas i tak stanął w progu, czystą bardzo polszczyzną życząc dzień dobry.
— A! panie Hercyk, bardzom na cię tu czekał, odezwał się Bal zbliżając ku niemu, znasz się tu ze wszystkiem i ze wszystkiemi, możesz mi poradzić... wpadłem prawdę powiedziawszy jak w ukrop.
— Słyszałem, pomocnik przyjechał — rzekł żyd cichuteńko — to nie bez kozery... pewnie co przywiózł.