Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 02.djvu/060

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mnie, począł mnie o takie jakieś rzeczy pytać, o których jakem żyw nie słyszałem... pleść coś o jakichś nowomodnych gospodarstwach... i poszedł. Ja w trop za nim podedrzwi... słucham, a on żonie powiada najwyraźniej: rządca osieł! trzeba go odprawić!
Pani Supełkowa tylko się uśmiechnęła.
— Oddamy my mu za tego osła, szepnęła po cichu. Trzeba go odprawić! to można powiedzieć, ale ciekawam jak to zrobi? Albo się tu może obejść bez nas? nic nie zna, nic nie wie... Otóż kiedy tak, to mu jutro podziękujesz za służbę. Patrzajcie go! Że zebrał trochę grosza świeczki sprzedając, już myśli że wielki pan! Dam ja ci osła!
— A jak ja mu podziękuję, to co? spytał Supełek.
— To on cię nie puści.
— A gdyby puścił?
— To jutro odwoła, bo sobie rady nie da.
— Oj! duszko niebezpiecznie! niebezpiecznie! zaraz mu się tu ktoś nastręczy.
— O to się nie frasuj, niedopuścim... i odmalujemy go dobrze przed ludźmi... Rób co ci mówię, a więcej o niczem nie myśl... jutro mu za służbę podziękujesz.
Kochauku! a jak nas wyrzuci?
— On! co tobie? prędzej my jego ztąd! śmiej się z tego, na wszystko są sposoby.
To mówiąc zostawiwszy męża dosyć skłopotanego, poszła do córki.