Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 02.djvu/010

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gęstemi i szeroko rozplaśniętą zakopconą karczmą. Dalej widzisz gdzieś zabudowania folwarczne ubrane w tę barwę powszednią brunatną, która tu okrywa wszystkie dzieła ludzkie: szary młyn, stary dwór, szarą stodołę... Spojrzawszy z pagórka, gdy jeszcze nad tym obrazem smętnym zawiśnie szare niebo jesienne podarte wichrami, siejące wilgoć i mgły przenikliwe, serce się ściska, smutek wkrada w duszę, tęsknota porywa i usta składają się do pytania: Jak tu ludzie żyją?!
Obraz, jaki przedstawiało oku zdaleka Zakale, był jednym z najsmutniejszych w świecie. Leżała ta wieś nad Horyniem, ale nad Horyniem sączącym się przez piaski z jednej, przez szerokie błota z drugiej strony. Poza nią czerniały bory poprzecinane, których gdzieniegdzie wysokie pnie widać było sterczące rzędami całemi, wiły się krzaki i zarośla plamiące żółty piasek, na którym żyć się starały... Wioska Zakale dosyć długa, ponad brzegiem wyprostowana, bez drzew, osamotniona na wydmie, dymiła jak pogorzelisko i czarna była od smolnych wyziewów. Dalej na horyzoncie inne dymy oznaczały sadybę Ciemiernej. O pół milki w lewo stała widoczna także Borowica. Nowiny kryły się w lesie. Na Horyniu jak plamka czarna widać było zgarbiony pływak do wąskiej przyparty grobelki.
Między Zakalem a Borowicą, bliżej jednak pierwszego, pokazywały się zabudowania dworskie, wielki placek szaro-brunatny, ponad którym najwyżej wznosił się dwupiętrowy dach starego dworu na pagórku u rzeki usadowionego. Dokoła było coś nakształt mizernych drzew, obficie płotów i nie żałując piasku. Stajnie, obory, stodoły chruściane powiększej części zdaleka miały pozór jakichś strategicznych usypów w tajemnicze linje