Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 01.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Już chciał dictum factum pójść się przebierać pan Bal, ale go zatrzymał stary.
— Dosyć będzie jeszcze czasu, rzekł, zostaje nam więcej godziny, a mamy jeszcze mówić o czem.... Są niektóre informacje potrzebne.
— Siadajże bo cię nogi zbolą, słucham i zastosuję się do życzliwej rady.
— Trzeba wiedzieć, rzekł prawnik, że nie z każdym jednakowo się traktuje... to stary aksjomat, człowiek do człowieka podobny, a dwóch nie ma jednakowych. Zatem i do tego hrabiego idąc, żeby go skaptować, potrzeba wiedzieć z której strony do niego przystąpić.
— Złoty człowiek z ciebie, Zrębsiu, o wszystkiem myślisz! ściskając go rzekł Bal; że też się na tobie ludzie nie poznali... Nie bój się, potrafię z hrabią jak należy się obejść.
— Ale zawsze lepiej wiedzieć na pewno niż probować, dodał Zrębski; usiłowałem się dowiedzieć co to za człowiek i mam informacją dokładną. Wszyscy się na to zgadzają, że jakkolwiek dumny i dosyć z góry na świat spogląda, hrabia jest bardzo uczciwym człowiekiem. Okazać mu najmniejsze niedowierzanie, nieufność, byłoby to śmiertelnie go obrazić. Jest bowiem, słyszę, skrupulatny i sumienny aż do zbytku... W traktowaniu więc trzeba niezmiernej delikatności, nie zważać na drobnostki, a potem kończyć szybko... Byle słowo dał, rzecz skończona, już za nic go nie zmieni. Ma być niezmiernie honorowy...
— Rozumiem! wielki pan! mądrej głowie dość na słowie! rzekł Bal chodząc i podrzucając nogami coraz wyżej; potrafię! zobaczysz...
— Ani wątpię, ale informacja nigdy nie szkodzi.