Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 01.djvu/080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

reszta gości w pierwszym pokoju uwijała się około bilardu, mężczyzna lat średnich, zamyślony, bijąc palcami po tabakierce, którą się bawił. Odgłosy i wrzawa dochodzące z pierwszego pokoju, nie przerywały mu głębokiego zamyślenia. Był to człowiek nie młody, ale silny i zdrów, z twarzą bladą, ogoloną zupełnie i krótko postrzyżonym włosem. Oczy małe i wklęsłe, nos trochę rozplaśnięty, czoło niskie, pomarszczone, nadawały mu wyraz zarozumiałości bardzo uderzający. Znać było w nim przywyknienie do rozkazywania, pewność siebie i ufność we własnym rozumie. Ubrany czarno, nie raczył zdjąć z siebie płaszcza, który go okrywał, i siedział jakby tylko zmuszony pozostać, czasami na drzwi się oglądając, z oznaką widocznej niecierpliwości. Gdy na progu ukazał się Zrębski, z czapką pod pachą i ukrytym w wąsach uśmiechem zadowolnienia, gość ów odwrócił się ku niemu i zapytał: No! a cóż?
Zrębski spojrzał razem na niego i na butelkę, do której się zbliżył chciwie, a ten mu ją ze wzgardą prawie podsunął.
— Wszystko dobrze, rzekł, pójdzie jak z płatka; obejrzał się i napił. Bal zawsze trwa w tej myśli jakem zaręczał; wiem że gotówkę ma, że mnie gdy mu co powiem święcie uwierzy. Można więc ze mną uważać rzecz za skończoną: ale teraz, rzekł uśmiechając się i oglądając, musiemy pomówić o warunkach.
Mężczyzna naprzeciw siedzący zdawał się ze wstrętem przystępować do rozprawy ze Zrębskim i wzdychał zmuszony do niej.
Słówko o nim jeszcze.
Był to prawnik także, pan Joachim Goral, który sobie sławę zjednał przed laty wygraną procesu P....