Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 01.djvu/056

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale Stanisław milczał, zdaleka tylko poglądając na wszystko; smutek Jana, jego częste znikanie, zamyślenia, objawiły mu nareszcie, że Liza zwyciężyła. Widział on, że ze strony siostry wszystko było zalotnością dziecięcą niemal, obawiał się uczucia głębszego w sercu przyjaciela, starał się wszelkiemi siłami zapobiedz, by Liza nie zbliżała się do niego, niekiedy nawet poufale skarzył się przed Janem na trzpiotowatość siostry, ale nic więcej zrobić nie mógł i po długim rozmyśle postanowił milczeć.
Tymczasem Liza zawsze trwała w zamiarze rozkochania pana Jana, przysięgała sobie zemstę na jego lodowatą obojętność, a niedosłyszawszy jeszcze żeby westchnął na jej intencją, tem zapalczywiej pracowała.
Nieznacząca okoliczność zmieniła zupełnie ten stan rzeczy. Strumisz musiał wyjechać na dni kilka, pokoik, w którym mieszkał, kazała pani Balowa bielić i malować, rzeczy rzucono w kątek. Liza z ciekawością dziecięcia wpadła do tej izdebki, usiłując może ze sprzętów wyczytać charakter tego co ich używał. Że nie było nikogo, plondrowała jak myszka, gdy sama rządzi po spiżarni, rozrzucała książki, wyszukiwała papierków...., znalazła na stole powalanym atramentem cyfrę swoję kilka razy zarysowaną i zatartą. Oko jej przecie wyczytało ją choć z trudnością, znalazła gdzieś imię swoje, choć innym jakimś po wierzchu zmazane... Serce jej uderzyło... poczęła przewracać papiery. Jan, który całe życie nie miał się komu powierzyć nigdy, sierota, co się obawiał aż nadto może ludzkiego szyderstwa i serce zakrywał, pragnąc się wylać z uczuciami młodości, pisał. Nie wiedział biedny, że najstraszniejszym zdrajcą jest papier! Zdradza on głupstwo