Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 01.djvu/044

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szło mu o wystudjowanie rodziny tak jak zbadał jej naczelnika. Żaden też ruch mu nie uszedł, żadne objawienie charakteru nie mignęło dlań nie pochwycone. Samę panią, córkę i syna umiał na palcach. — Z tem się jednak nie wydawał, owszem grał we czwartki rolę człowieka nieświadomego, obcego, obojętnego zupełnie, często nie dosłyszał niby czego i wypytywał o to co doskonale wiedział.
Są czasem instynktowe wstręty, jakby przeczucia jakieś, którym człek się opiera, choć one go nigdy nie zawodzą. Jest to jakieś wpół zwierzęce, niewyrozumowane uczucie, sprawujące, że domyślamy się zbliżenia wroga, jak pies naprzykład przeczuwa lekarstwo w roślinie. Przywykli do kierowania się tem tylko co pojmujemy, oburzamy się często na niewytłómaczone pociągi i antypatje...... skutek później ich prawdziwość dowodzi.
Taki wstręt czuła cała niemal rodzina Balów do pana Zrębskiego, a sama pani nawet usiłowała w początku mężowi go udzielić, ale pan Erazm oburzył się niezmiernie.
— A zaraz nieufność! a zaraz podejrzenie! krzyknął niemal z furją. Co tobie w głowie Ludwisiu? To poczciwe człeczysko! a proste! a dobroduszne! co mu powiem ma za ewangelją! Czego u licha lada stracha w konopiach się lękać?
I tak ofuknął się na żonę, która zamilkła, więcej już nie probując nawet obudzić uwagi męża na podejrzaną postać, co się powoli do ich domu wśliznęła.