Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 01.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tycznie wpojonego, że na świecie co komu dogodne, a zręcznie się robić daje i pocichu, to godziwe. Fizys to była ciekawa i podejrzewam, że z podobnego jemu Norblin rysował swego patrona. Słuszny, chudy, ale grubokościsty, z podniesionemi ramionami, osadzony na ogromnych płaskich nogach, pan Zrębski posuwał się na nich bezpiecznie, nie lękając upadku i uśmiechając ze świata, któren błaznem pospolicie nazywał. Z siebie sądząc o ludziach, nikogo nie cenił, a rodzonego brata byłby odarł, byle gładko.
Pod te czasy już moralność powszechna znacznie się była podniosła, nieszczęścia natchnęły prawością, nie było już owych skandalizujących procesów, które na zgorszenie świata dawały wygraną silniejszemu: opinja publiczna nie dozwalała ich nawet rozpoczynać, bo palcem wskazywała tych, co je ośmielali się podnieść. Pan Zrębski powoli uczuł się opuszczonym, ludzie rozstępowali się do koła niego, klientella znikała, sława szła w niepamięć, pozostał na boku. A że nie wiele się zebrało dawniej i licho zebrane nie najlepiej poszło, bieda poczynała przez dziurawe niekiedy buty i otarte łokcie wyglądać.
Krzepił się jednak nasz pan Zrębski nadrabiając miną umiejętnie, malując na czarno szkarpetki, łatając łokcie wylotami, bo się po polsku nosił jeszcze, ale po cichu wzdychał ciężko, wyglądając tylko na jaką gratkę.
Manja nabycia dóbr pana Bala robiła mu niejaką nadzieję, że się przy tym interesie obłowić będzie mógł; pochlebiając więc jej zręcznie, wyuczywszy się genealogji, nie spuszczał z oka pana Erazma na chwilę, czyhał na porę i uczęszczał do jego domu, w którym się utrzymywał niecnem pochlebstwem. To się jednak nie