Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 01.djvu/036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

scy do najmłodszego studenta chwytali się nauki, łaknęli jej i chciwi pili z krynic oświaty lepszą przyszłość. Walki literackie, z których wyrodzić się miała szkoła nowa, zdobycze naukowe, wyrabiające się zasady moralne, obchodziły tę młodzież, pragnącą pracować, podnosić się i stać użyteczną. Jak do boju, stając do swego zawodu mozołów i trudu wszyscy skupieni szli jedną bryłą, sympatycznie związawszy dłonie braterskiem uczuciem. Miło było spojrzeć na ten zastęp spokojny, w którym tyle żyło i kwitło nadziei, mających marnie zagasnąć. Stanisław należał do najpracowitszych uczniów, do najwcześniej spoważniałych młodych ludzi, co spiesząc do życia surowego przeskoczyli lata wesołej nieopatrznej pory wiosennej. W nim już był mąż, a pierś twarda jak zbroja, głowa myśląca znojnie, dłoń co nie drgnęła do próżnej zabawki, gotowe były do zawodu, którego czuł i pojmował ważność.
Był to piękny, słusznego wzrostu, krzepki i silny młodzian, nad którego piękniejszym naówczas nie mogła się poszczycić Warszawa; trochę mu tylko ujmował wdzięku ten wyraz zawczesnej, smutnej powagi niewłaściwy może wiekowi. Oczy czarne, piękny włos ciemny, cera brunatna, okraszona rumieńcem żywym, usta smutnie po większej części ściśnięte, nos długi i prosty pięknej linji, składały całość zastanawiającą.
Milczący i zadumany najczęściej Stanisław, gdy z niego dobywało się uczucie, gdy niem rozgorzał, był tak porywający, tak zwycięzki, że wszystkim usta zamykał. Przekonanie głębokie tak silnie mówiło z niego, iż mu każdy mniej pewien swego ustąpić musiał. Dla ojca powolny, posłuszny, ale zanadto zdający mu się łagodnym i milczącym, bo się przed nim nigdy wy-