Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 01.djvu/035

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gotowali się zająć swe miejsce w czynniejszem życiu. Eliza była bardzo podobną do ojca, z tą różnicą, że rysy jej twarzy szczęściem widealizowały to podobieństwo, nie trzymając go się ściśle. Żywa jak ojciec, ale daleko otwartszej głowy, Lizia była śliczną panienką, jedną z tych uroczych, czarnookich Warszawianek, które łatwiej spotkać na ulicy od brzydkiej i pospolitej twarzy, tak tu piękność jest pospolitą. Jej wdzięk, trochę majątek, trochę pieszczoty ojca i powolność matki, zawróciły młodą główkę, która się dosyć dumnie wznosiła na ślicznej szyjce łabędziej. Maleńka, zręczna na podziw, z drobniuchną dziecinną prawie nóżką i rączką, zgrabna jak wiewióreczka, złośliwa nieco, bo się lubiła z dowcipkiem popisać, ognistem okiem czarnem mierzyła życie, nad którem panować chciała.
Umieszczono ją w początku na najlepszej pensji u niejakiej p. Blanchard, instytutorki z Paryża wprost przybyłej, do której cisnęły się najzamożniejszych rodzin dzieci. Tu w towarzystwie kilku hrabianek i jednej nawet księżniczki trafem zbłąkanej na pensją i służącej za lep dla matek, Lizia nabrała pogardliwego toniku i wielkiego rozumienia o sobie, a że się czuła w przyszłość bogatą, że się znała piękną i powabną, roiła świetne, bardzo świetne losy. Była to ulubienica ojca, chociaż i matka miała ku niej czułe przywiązanie, ale ta czując trochę niesprawiedliwość ojca, który syna nie tyle lubił, ku niemu się przychyliła raczej.
Pan Stanisław wszedł do uniwersytetu w tych czasach, kiedy w odrodzonem królestwie wszystko wzbudzonem na nowo życiem pałało, kiedy jego młodzież, jak puls ognisty, każdą piękną myślą, każdem szlachetnem biła uczuciem. Była to chwila, w której wszy-