Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 01.djvu/012

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ostatnim potomkiem był pan Erazm. Ale najprzód opiszemy pana Bala.
Był to człowiek lat średnich, niewielkiego wzrostu, okrągławy i pękaty, uśmiechnięty często, wesół prawie zawsze, znany z najpoczciwszego serca i niesłychanej żywości, której nawet wzrastająca tusza nie powściągnęła. W mieście taka postać jak jego, niepospolicie oryginalna wyrazem twarzy i ruchami, a niekiedy i strojem, tak uderzała wszystkich, że nie było ulicznika coby nie znał pana Erazma i czapki przed nim nie zdejmował, lub figlów mu nie płatał.
Znano go nawet aż na Pradze. Są bowiem mniej oryginalni ludzie, których dziwaczna trochę fizys nie tak uderza za pierwszem wejrzeniem, i ci ledwie na swoich ulicach lub w bliższej tylko okolicy są znani. Drudzy aż na trzecią i czwartą bywają popularni, a pan Erazm całe miasto zachwycał swą naiwną, poczciwą, zawsze zakłopotaną, wesołą i pośpiech malującą twarzą. Najmniej znacząca drobnostka niesłychanie go obchodziła, ogniem pałał na rzecz najobojętniejszą; gdy rozprawiał, to krzyczał; gdy się witał, śmiał się o trzy kroki, a mając interes, zdawał się co chwila zabierać do bitwy. Wszystkiemu podobno winien był, jeśli się nie mylę, temperament krwisto-nerwowy, czy nerwowo-krwisty, do którego pan Erazm Bal miał szczęście lub nieszczęście należeć.
Na krąglutkim korpusiku, podtrzymywanym przez dwie nóżki kształtne, ale nieco krótkie; na karku niezbyt podniosłym i fałdzistym, osadzona była głowa w kształcie makówki, gdyż siwiejący czubek na niej wystawiał dobrze koronę tego zajmującego owocu. Włosy na niej w wielkim zawsze rozpierzchały się nieładzie, ale